Blokada „na żądanie” i surowe sankcje
Ministerstwo Cyfryzacji kończy prace nad ustawą, która ma ostatecznie przerwać pasmo bezkarności patostreamerów. Wiceminister Michał Gramatyka potwierdził, że nowe prawo da organom możliwość żądania natychmiastowego usunięcia lub zablokowania transmisji propagujących przemoc, dręczenie zwierząt bądź inne czyny zabronione, a platformy, które zignorują nakaz, zapłacą wielotysięczne kary administracyjne. Równolegle do sankcji finansowych w projekcie znalazł się zapis wprowadzający do kodeksu karnego oddzielny typ przestępstwa „patostreamingu”, zagrożony karą od 6 miesięcy do 8 lat pozbawienia wolności, jeśli twórca czerpie z takiej działalności korzyść majątkową. Resort zapowiada publiczne konsultacje jeszcze w sierpniu i chce, by Sejm uchwalił ustawę jesienią, tak aby zaczęła obowiązywać od początku 2026 r.
Badania NASK pokazują, że co czwarty polski nastolatek ogląda patotreści, a prawie połowa trafia na nie przypadkiem w pierwszych minutach przeglądania sieci – to właśnie ta skala przekonała rząd do szybkiej interwencji. Poprzednie próby uregulowania zjawiska rozbijały się o zbyt szerokie definicje i trudności z egzekwowaniem przepisów wobec twórców nadających z zagranicy; nowy projekt ma temu zaradzić, wprowadzając procedurę europejskiego nakazu blokady oraz jasne kryteria „transmisji patologicznych”. Resort przekonuje, że rozwiązanie nie zagrozi legalnym streamerom ani satyrykom, bo ustawa odwołuje się wyłącznie do treści pokazujących realną lub upozorowaną przemoc, poniżanie i łamanie prawa. Organizacje cyfrowych praw człowieka zwracają uwagę na konieczność precyzyjnych definicji, aby uniknąć nadmiernej cenzury, jednak samo uderzenie w patostreaming popiera zarówno rząd, jak i opozycja – w Sejmie czeka już równoległa, poselska wersja przepisów. Jeżeli obie ścieżki się zbiegną, Polska może stać się pierwszym krajem UE z kompleksowym zakazem zarabiania na przemocy na żywo.