Wiele osób zadaje sobie pytanie – czy łączność bezprzewodowa wpływa na nasze zdrowie, a przynajmniej na samopoczucie? Choć nie zawsze zdajemy sobie z tego sprawę, to nawet gdy aktywnie nie korzystamy z domowej sieci bezprzewodowej (wi-fi), sieć ta jest cały czas aktywna. Wydawać się może zatem, że jesteśmy poddani jej ciągłemu działaniu, w tym także podczas snu, a idealnym wyjściem aby tego uniknąć będzie odłączenie wszelkich urządzeń od sieci. Sprawdźmy zatem, czy Wi-Fi i smartfony rzeczywiście mogą nas „atakować” w nocy.
Ciekawy przypadek Rosi Gladwell
Zanim przejdziemy do bardziej konkretnych badań i teorii, przyjrzyjmy się ciekawemu przypadkowi pewnej starszej pani. Na początku października tego roku media na świecie obiegła wiadomość dotycząca Rosi Gladwell, która sześć lat temu zdiagnozowała u siebie nadwrażliwość na pole elektromagnetyczne wywołane sieciami Wi-Fi. Siedemdziesięcioletnia mieszkanka Wielkiej Brytanii czuła się osłabiona i traciła oddech gdy była w pobliżu sieci Wi-Fi. By zadbać o swoje zdrowie, pani Gladwell wydaje tysiące funtów brytyjskich na gadżety, które (przynajmniej w teorii) mają ją chronić przed działaniem sieci bezprzewodowej.
Jednym z jej najważniejszych akcesoriów jest specjalny śpiwór, który kosztował ponad 400 funtów (blisko 2000 złotych) i został wykonany ze srebra oraz miedzi. Brytyjka posiada też dodatkowe, ochronne prześcieradło, którym owija ciało. Tylko w ten sposób jest w stanie przetrwać wieczory i dłuższe podróże poza miejscem zamieszkania. Pani Gladwell wyjawiła, że już po 10 minutach bez Wi-Fi czuje się znacznie lepiej, a gdy tylko choroba nawraca, stosuje detox od telewizji, który trwa mniej, więcej dwa dni.
Rosi Gladwell i jej problemy znakomicie wpisują się zatem w omawiany przez nas problem, dotyczący oddziaływania Wi-Fi, szczególne podczas snu. Nie umniejszając tragedii, z którą mierzy się Brytyjka, wiemy już, że nadwrażliwość elektromagnetyczna (EHS – Electromagnetic HyperSensitivity), potocznie zwana „elektrowrażliwością”, to tak naprawdę choroba psychosomatyczna i nie ma ona nic wspólnego z fizycznym oddziaływaniem pola elektromagnetycznego. Śmiało możemy założyć, że poprawa samopoczucia Pani Gladwell po wyłączeniu Wi-Fi, była związana z samą świadomością odłączenia sieci, a nie jej faktycznym oddziaływaniem.
Pokrywa się to z wynikami badań holenderskich uczonych z 2015 roku[2]. Wówczas przebadano blisko 6000 osób pod kątem nadwrażliwości elektromagnetycznej. Wyniki badań jednoznacznie wykazały, że EHS ma podłoże psychologiczne. Jak przedstawiono – wystarczyła już sama sugestia o potencjalnym zagrożeniu PEM, aby u osób biorących udział w projekcie pojawiły się objawy, nawet gdy urządzenia, które pokazywano badanym, w rzeczywistości były odłączone od prądu.
Zostawmy już jednak samą Rosi Gladwell i sprawdźmy, czy w ogóle istnieją podstawy do oskarżania Wi-Fi o szkodliwą działalność na rzecz naszego zdrowia.
Wi-Fi promieniuje znacznie mniej niż mogłoby się nam wydawać
Niejednokrotnie już na łamach naszego bloga pisaliśmy o tym, że oddziaływanie PEM jest nieustannie monitorowane przez Światową Organizację Zdrowia (WHO), Międzynarodową Agencję Badań nad Rakiem (IARC) oraz inne pozarządowe i rządowe organizacje. Przy czym, żadna z nich nie wykazała, aby PEM, o natężeniu wykorzystywanym w telekomunikacji, działało szkodliwie na ludzki organizm. Jak to jest jednak z samym Wi-Fi? Czy popularne routery Wi-Fi mogą być dla nas szkodliwe? Otóż okazuje się, że to jedno z najmniej „promieniujących” urządzeń na świecie, ale po kolei.
Dla przypomnienia, sieć wi-fi działa w paśmie częstotliwości od 2400 do 2485 MHz (2,4 GHz) lub 4915 do 5825 MHz (5 GHz)[3]. Co więcej, routery Wi-Fi emitują znacznie mniej promieniowania niż np. telefony komórkowe.
Już w 1996 roku, w ramach działań na rzecz ochrony zdrowia publicznego oraz w odpowiedzi na obawy społeczne, dotyczące skutków zdrowotnych narażenia na działanie pola elektromagnetycznego, Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) powołała do życia Międzynarodowy Projekt EMF (International EMF Project) [4].
Jego zadaniem była ocena dowodów naukowych, dotyczących ewentualnego, niebezpiecznego wpływu fal pola elektromagnetycznego o częstotliwościach od 0 do 300 GHz (czyli obejmujące również zakres działania Wi-Fi). Na potrzeby projektu przebadano różne częstotliwości i nie wykazano wystarczających dowodów, na ich szkodliwe działanie na ludzki organizm.
Nad tematem Wi-Fi pochylił się również wydział bioinżynierii Uniwersytetu Pensylwanii (USA), który w wielu, wysokiej jakości badaniach inżynieryjnych dowiódł, że Wi-Fi emituje bardzo niskie promieniowanie względem międzynarodowych i amerykańskich norm [5]. Podkreślono również, że badania na temat oddziaływania Wi-Fi na organizm ludzki będą kontynuowane.
Wi-Fi nie szkodzi dzieciom
Jednym z najczęściej pojawiających się, w środkach masowego przekazu, zarzutów wobec sieci Wi-Fi, jest jej rzekome negatywne oddziaływanie na najmłodszych. Wśród wielu rodziców wzbudził trwogę fakt, że domowa sieć może tak negatywnie oddziaływać na dzieci. Jednak również jest to nieprawdą, grupa naukowców z ośrodków badawczych i naukowych w Danii, Słowenii, Holandii, Szwajcarii, USA oraz Hiszpanii, przeprowadziła badania dotyczące wpływu Wi-Fi na osoby w przedziale wiekowym 8-18 lat, których wyniki ogłoszono w 2018 roku [6].
Zbadano grupę 529 dzieci i wykazano, że Wi-Fi miało zdecydowanie najmniejszy wkład, w całkowitą osobistą ekspozycję na fale radiowe. W tym aspekcie przewodziły natomiast sygnały z komórkowych stacji bazowych oraz nadajników telewizyjnych i radiowych.
Nieco wcześniej, bo w latach 2011 – 2016 r., podobne badania przeprowadzono we Francji. Tamtejszy departament ds. Bezpieczeństwa Żywności, Środowiska i Bezpieczeństwa Pracy badał jak częstotliwości radiowe oddziałują na zdrowie dzieci [7]. Naukowcy skupili się na ogólnym problemie promieniowania nowych technologii. Pod lupę wzięto zatem, nie tylko telefony komórkowe, tablety czy routery Wi-Fi, ale również różnego rodzaju elektroniczne zabawki.
Niepokój badaczy wywołał głównie znaczny rozwój wykorzystania nowych technologii, szczególnie wśród bardzo małych dzieci. Wyniki badań nie wykazały jednak jakichkolwiek negatywnych skutków zdrowotnych wśród przebadanych dzieci. U niektórych zaobserwowano co prawda gorsze samopoczucie oraz niewielkie ograniczenie funkcji poznawczych, ale podkreślono, że winę za to ponosi nie samo promieniowanie, tylko długotrwałe wpatrywanie się w ekran urządzeń.
Możemy spać spokojnie
Jak widać „nie takie Wi-Fi straszne, jak je malują”. Termin „promieniowanie”, ogólnie kojarzy nam się z czymś jednoznacznie negatywnym i szkodliwym. Tymczasem należy pamiętać, że pewnego rodzaju promieniowania wykorzystuje się do ratowania życia. Co więcej, nie jesteśmy w stanie całkowicie uniknąć działania pola elektromagnetycznego, które jest wytwarzane zarówno przez nas samych, jak i naturę.
Demonizowanie działania telefonów i sieci komórkowych, Wi-Fi czy innych nowych technologii, jest najczęściej powodowane niewiedzą. Chcąc naprawdę ograniczyć działanie fal radiowych, musielibyśmy zrezygnować z niemal każdego urządzenia elektrycznego w naszym pobliżu. Możemy jednak spać spokojnie, zarówno z włączonym Wi-Fi i telefonem.