Rozwój nie tylko ludzi, ale tak naprawdę wszystkich istot myślących, jest oparty na nauce. Doświadczając, sprawdzając i analizując zdobywamy wiedzę, która jest później wykorzystywana zarówno przez nas samych, jak i przekazywana naszym potomkom, aby oni również mogli czerpać z naszych doświadczeń. W określonych sytuacjach mogą one być pożytkiem nawet dla całej ludzkości. Na tym właśnie polega postęp, iż ludzie osiągają coś, co jest następnie przekazywane innym i przez nich dalej rozwijane. Jedynie poprzez takie przekazywanie informacji możemy się uczyć, zdobywać doświadczenie oraz odpowiednio reagować w odniesieniu do określonych sytuacji, jako jednostki, społeczeństwa i cała ludzkość.
Wszystko to jest możliwe jedynie wtedy, gdy przepływ tych gromadzonych informacji jest niezakłócony, a one same rzetelne. Co bowiem w sytuacji, gdy są one fałszywe? Wtedy też doświadczenia i wnioski z nich płynące są błędne, bezwartościowe, a w niektórych sytuacjach nawet szkodliwe. Dlatego tak istotne jest pozyskiwanie prawdziwych danych, w które nikt nie ingerował. Co to oznacza?
Cóż, nie da się ukryć, że istnieją niestety podmioty celowo manipulujące faktami lub rozprzestrzeniające całkowicie fałszywe informacje we własnych celach. Intencje te mogą być różne, niemniej dezinformacja, ponieważ tak właśnie nazywa się to zjawisko, zawsze jest szkodliwa dla jej odbiorców. Nie ma od tego wyjątków, bowiem jedynie wartościowe wiadomości to te, które są prawdziwe.
Prawda jest taka, że… to broń
Na początek dobrze wyjaśnić sobie dokładniej, czym właściwie jest dezinformacja. W największym uproszczeniu jest to forma przekazu fałszywych lub zmanipulowanych informacji, zgodnych z założeniami podmiotu dezinformującego. Jest to zabieg narzucania pewnego obrazu odbiorcy tak, aby jego poglądy pod tym wpływem zostały uformowane w określony sposób. Jedną z podstawowych cech dezinformacji jest to, że jest ona celowa. Oznacza to, że zawsze stoją za nią osoby lub podmioty chcące wykorzystać określone poczynania do wywarcia odpowiedniego dla siebie wpływu na innych. Tym samym, obiekt dezinformacji podlega manipulacji informacyjnej i staje się jej ofiarą.
Określenie to nie zostało użyte przypadkowo czy też „na wyrost”. Dezinformacja zawsze bowiem jest negatywna dla jej obiektu, ponieważ prowadzi bezpośrednio do wykorzystania jej przeciwko samemu odbiorcy lub jako narzędzie przeciwko innemu celowi. Nie ma chyba przy tym osoby, która chce być wykorzystywana przez innych, bez względu na to, jakie zamiary i intencje przyświecają propagatorowi tego typu manipulacji informacyjnej. Dlaczego zatem stosowana jest dezinformacja? Głównie dlatego, że jest to skuteczna broń. Pomimo naszych najszczerszych chęci, konflikty, w których wykorzystywany jest różnego rodzaju oręż, nie są niczym nowym, ani łatwym do uniknięcia. Wobec tego wszystko, co może wspomóc działania, jest cenione – niezależnie od strony danego konfliktu.
Dodatkowo, zabiegi tego typu odgrywają istotną rolę również bezpośrednio w obronności. Chodzi tu w uproszczeniu o wprowadzanie przeciwnika w błąd, np. naprowadzając na fikcyjny obiekt dalszych działań, aby zakamuflować faktyczne poczynania. Istotne jest też umniejszanie lub „przerysowywanie” swoich możliwości w oczach przeciwnika, dzięki czemu w dalszych działaniach będzie on postępował nieadekwatnie do prawdziwej sytuacji, dając tym samym przewagę stronie przeciwnej.
Skuteczność zabiegów dezinformacyjnych, jako jeden z pierwszych, opisał legendarny strateg i autor „Sztuki wojennej” – Sun Zi. Twierdził on, że „najwyższą umiejętnością w sztuce wojennej jest podporządkowanie sobie nieprzyjaciela bez walki” i nie można odmówić mu racji. Strateg podaje także w swym słynnym dziele wskazówki, w jaki sposób osiągnąć taki efekt. Należą do nich m.in. podburzanie obywateli danego kraju przeciwko sobie, podważanie pozycji warstw rządzących i dezorganizacja tychże struktur, dyskredytowanie wszelkich dobrych działań. Jak więc widać, pole działalności dezinformacji w konfliktach jest niezwykle szerokie, a obejmuje nie tylko bezpośrednie konflikty militarne.
Za pomocą dezinformacji poszczególne firmy mogą np. działać na niekorzyść konkurentów lub wpływać pozytywnie na własny wizerunek , nawet gdy nie jest to uzasadnione. Konsumenci tracą oczywiście na takich praktykach, ponieważ są manipulowani do wybierania gorszej jakości produktów czy usług. Poszczególne grupy natomiast, manipulując faktami i rozsiewając nieprawdziwe informacje, starają się zyskać większy rozgłos, a także zwiększyć grono popleczników. Z pozoru może się to wydawać błahe, ale należy pamiętać, że manipulacja zazwyczaj jest nieoczywista i krok po kroku, niezauważenie wciąga w spirale szkodliwych zachowań (np. rezygnacja ze szczepień) czy poglądów (np. dyskryminacji na tle rasowym, wyznaniowym, orientacji seksualnej, itp.).
W niewłaściwych rękach i kolebka powstania
Skoro już ustaliliśmy, że dezinformacja jest zabiegiem celowym, warto zastanowić się nad tym, kto ją stosuje. Wykorzystywanie kogoś do własnych celów jest bowiem pojęciem bardzo szerokim i nie zawsze ściśle związanym z manipulacją informacjami. Trzeba przy tym przyznać, że ciężko pisać o dezinformacji nie odwołując się bezpośrednio do Rosji, bowiem to tam narodziła się dezinformacja, jako dziedzina nauki. Obecnie nasz (choć nie tylko) kraj wręcz zalewany jest przez rosyjską dezinformację, co można nazwać też propagandą bądź tzw. „fake newsami”. Jednak nie to jest przyczyną odniesień, bowiem to właśnie ten kraj jest „ojcem” dezinformacji.
Nie ma drugiego takiego państwa na świecie, które wsławiłoby się do tego stopnia rozsiewaniem dezinformacji. Zabiegi te były stosowane nie tylko na samym narodzie, ale przede wszystkim na arenie międzynarodowej. Warto wspomnieć, że w 1968 roku KGB nakłoniło grupę katolickich biskupów z Ameryki Łacińskiej do agitacji na rzecz powołania na tamtejszych terenach nowego ruchu religijnego. Został on nazwany teologią wyzwolenia, a jego doktryna miała spowodować wśród ludności Ameryki Łacińskiej bunt przeciw USA i rozpropagowanie komunizmu. Zabiegi te zostały jednak zniweczone przez Papieża Jana Pawła II, który potępił teologię wyzwolenia, za czym podążyli następnie inni przedstawiciele Kościoła.
Ciekawostką jest także to, że poniekąd działania dezinformacyjne rosyjskiego wywiadu odpowiadają za wzmożoną nienawiść wobec USA ze strony krajów muzułmańskich. W latach 70. XX wieku KGB prowadziło bowiem zaawansowane działania, aby przekonać świat islamski, że USA i Izrael „zamierzają przekształcić cały świat w wielkie syjonistyczne lenno”. Czyniono to m.in. poprzez sfałszowane przekazy oraz dokumenty i trzeba przyznać, że poczynania te przyniosły wymierny skutek. Wobec długiej historii i dokonań, nawet nazwa „dezinformacja” pochodzi właśnie z języka rosyjskiego, a konkretnie od дезинформация – gdzie информация oznacza „informacja”, a przedrostek jest zaprzeczeniem.
Kolejnym, absolutnie niechlubnym przykładem dezinformacji, jest oczywiście III Rzesza. Propaganda prowadzona przez nazistowskie władze jest już legendarna, przy czym Niemcy byli zdecydowanie mniej skryci w swoich dzianiach niż Rosjanie. Niemniej powyższe przykłady dobitnie wskazują, jak groźna może być dezinformacja w niewłaściwych rękach i prowadzona w absolutnie złej wierze. [1] Jeśli przy tym wydawać by się mogło, iż zjawisko dezinformacji to coś związanego z przeszłością to nic bardziej mylnego. Po prostu zamierzona manipulacja faktami ma długą historię, ale negatywnych jej przykładów w czasach współczesnych również nie brakuje.
Weźmy choćby stosunkowo niedawne wydarzenia w Stanach Zjednoczonych, gdzie po przegranych przez Donalda Trumpa wyborach prezydenckich jego zwolennicy rozpoczęli zamieszki. Nie stało się to jednak natychmiast, a dramatyczne wydarzenia były pokłosiem licznych zabiegów dezinformacyjnych, przez które napięcie społeczne rosło w USA stopniowo, z dnia na dzień. Znaczna część zmanipulowanych informacji mówiła o sfałszowanych wyborach i fikcyjnych planach politycznych kontrkandydata z Partii Demokratycznej. Ostatecznie, rozwścieczony tłum zdobył Kapitol, a symbolem tego stało się wymowne zdjęcie mężczyzny odzianego w zwierzęcą skórę w miejscu należącym zwyczajowo do przewodniczącego obrad. Ironia polega na tym, że żaden wróg Stanów Zjednoczonych nie zdobył nigdy Kapitolu, czyli jednego z symboli niepodległości tego kraju, a zrobili to jego właśni obywatele. Nie obyło się przy okazji bez rozruchów, a co za tym idzie zniszczeń na ogromna skalę i licznych rannych, a nawet zabitych.
Dezinformacja w dobie nowoczesnych technologii…
Dezinformacja, jak więc widać, ma wielowiekową tradycję, co nie oznacza, że wciąż jest taka sama jak kiedyś. Jak praktycznie wszystko inne, również ta dziedzina zmieniała się wraz z rozwojem technologii. Od plotek, przez ulotki, materiały prasowe, komunikaty w radiu i w telewizji, aż do dziś, czyli do doby internetu. Teoretycznie można by się spodziewać, że dzięki dostępowi do sieci, a tym samym nieograniczonej możliwości weryfikacji wiadomości, manipulacja informacjami będzie utrudniona. Niestety tak nie jest, a co więcej, dezinformacja ma się lepiej niż kiedykolwiek wcześniej. Jak to możliwe?
W dobie powszechnego dostępu do sieci internetowej, a w szczególności za sprawą wszędobylskich portali społecznościowych, każdy ma prawo głosu. Wolność słowa i wypowiedzi to nic złego, pod warunkiem, że jest wykorzystywana do dobrych celów. Jeśli jednak jej celem jest rozsiewanie kłamstw, to pole do popisu jest tutaj ogromne. Internet daje bowiem niemal nieograniczone możliwości dotarcia do ogromnej ilości odbiorców, co nie było możliwe bez dzisiejszej technologii. Każdy więc może powiedzieć to, na co ma ochotę, na każdy praktycznie temat.
Oczywiście istnieje wiele instytucji ustanowionych w celu przeciwdziałania dezinformacji i innym, szkodliwym treściom, takim jak hejt i mowa nienawiści. Poszczególne podmioty działają zarówno lokalnie, jak i na arenie międzynarodowej. Jednakże mowa tu o milionach treści, które praktycznie każdego dnia publikowane są w sieci. Monitorowanie ich wszystkich jest niemal niemożliwe, więc należy mieć na uwadze, że za każdą opinią potencjalnie mogą kryć się ukryte intencje. Teoretycznie każdy powinien wiedzieć, że nie należy ślepo ufać wszystkiemu co jest publikowane w sieci, a jednocześnie wiele osób o tym zapomina.
Sprawa staje się o tyle trudniejsza, iż obecnie za pomocą mediów społecznościowych różnego rodzaju celebryci zyskują jeszcze większy rozgłos niż niegdyś. To samo dotyczy wygłaszanych przez nich opinii i stanowisk. Posty takich osób mają szczególnie dużą moc, a same „gwiazdy” bywają traktowane jak eksperci, w każdym poruszanym przez nie temacie. Problem w tym, że niejednokrotnie poszczególne osoby nie mają najmniejszych podstaw do tego, aby być w ten sposób traktowane, czy to pod względem wykształcenia, doświadczenia czy nawet elementarnej wiedzy. Co więcej, jaką mamy pewności, iż opinie wygłaszane przez osobę przez nas obserwowaną są szczere?
Według ostatnich doniesień, Kreml opłaca rosyjskich „Tiktokerów”, aby rozpowszechniali fałszywe informacje na temat konfliktu na Ukrainie. Przykładowo, identyczne wiadomości (nawet z tymi samymi błędami ortograficznymi) pojawiają się na różnych serwisach, za pośrednictwem licznych, odmiennych kont. Wszystkie informują przy tym, iż opisana historia dotyczy bezpośrednio osoby piszącej. [2] Również w polskich mediach społecznościowych pojawiają się w ostatnim czasie wiadomości, jawnie będące elementem manipulacji. Czytając tylko jedną z takich wiadomości można mylnie założyć jej prawdziwość, jednak mając świadomość szerszej skali dostrzegamy manipulację informacjami, która stoi za takimi wpisami.
Również zamieszczane w sieci zdjęcia są niejednokrotnie elementem dezinformacyjnych kampanii i nie chodzi tu bynajmniej o fotomontaże, które obecnie coraz łatwiej wykryć. Chodzi o autentyczne fotografie, jednak błędnie opisane i opublikowane w zakrzywiającym prawdę kontekście. Przykładowo, niedawno w różnych polskich wiadomościach pojawiło się zdjęcie małego, płaczącego chłopca z Ukrainy, który zmierzał w kierunku granicy z Polską. W opisie zdjęcia większość źródeł zaznaczała, że dziecko było zupełnie same w swojej wędrówce, co okazało się nieprawdą. Potwierdziła to m.in. Straż Graniczna w oficjalnym oświadczeniu.
Wydarzenia w Ukrainie są wystarczająco przerażające i nie trzeba, a nawet nie powinno się ich sztucznie ubarwiać. To też jest bowiem proces dezinformacji i nawet, jeśli osobie za tym stojącej przyświecały szczytne cele (jak uwidocznienie strasznych aspektów wojny), to nie było to niczym dobrym. Jak już bowiem wspomniano, bez względu na zamiary, manipulacja informacjami jest negatywna, a odbiorcy zamieszczanych wiadomości mają prawo do własnych wniosków, na bazie prawdziwych informacji.
…i przeciwko nim
Choć wiadomo już, że dezinformacja nie dotyczy jedynie aspektów militarnych i wojen, to wybiera ona na cele czasami kuriozalne rzeczy. Przykładowo, w ostatnich latach na popularności zyskały ruchy sprzeciwiające się nowej technologii komórkowej – 5G. Zwolennicy teorii spiskowych oraz osoby świadomie i kłamliwie dyskredytujące wprowadzaną obecnie technologię prężnie rozsiewali kłamliwe informacje na jej temat. Tym samym cały ruch rósł w siłę i zdobywał kolejnych zwolenników, którzy dali się nabrać na propagowane kłamstwa. Gdzie tu jednak wspomniane kuriozum? Otóż w tym, że przeciwnicy nowej technologii bezprzewodowej szkalowali ją… za pomocą nowych technologii, czyli choćby smartfonów, komputerów i samej sieci. Przewrotne, prawda?
Warto przy tym dodać, że w dobie pandemii tendencja do szkalowania 5G nieco osłabła, co jest spowodowane głównie dwiema kwestiami. Po pierwsze, realia pandemiczne uświadomiły ludziom, jak istotna w ich życiu jest technologia umożliwiająca kontakt z siecią. Okazało się to bowiem jedynym sposobem na utrzymanie względnej stabilności rynku, miejsc pracy, dostępu do edukacji i zwykłego kontaktu z innymi ludźmi. Drugą sprawą jest to, iż wielu fanów teorii konspiracyjnych zmieniło po prostu cel z nowej generacji sieci na pandemię, wymyślając coraz to nowe i niekiedy szalone koncepcje. Znalazły się także takie osoby, które na potrzeby dezinformacji łączyły te dwa wątki, ale niejednokrotnie wyniki takich zabiegów odstraszały nawet podatnych na teorie spiskowe odbiorców.
Nic nie poradzimy, chyba że…
Dezinformacja jest niemal tak stara jak ludzkość, a wprowadzanie w błąd przeciwnika nie jest niczym zaskakującym. W dobie nowoczesnej technologii i powszechnego dostępu do sieci zabiegi w zakresie manipulacji nie tylko przybrały na sile, ale i rozszerzają swoje obszary zainteresowania. Dlatego też tak ważne jest to, aby użytkownicy internetu, a w szczególności mediów społecznościowych, mieli świadomość istnienia tego zjawiska. Tylko wtedy jest szansa bronić się przed tym, aby poprzez fałszywe informacje ktoś nami manipulował. Nie chodzi oczywiście o to, żeby nie wierzyć absolutnie w nic, co przeczytamy w sieci, ale „aby mieć wątpliwość”, jak śpiewa autor pewnego utworu. Tylko tyle i aż tyle wystarczy, ponieważ za tym właśnie idzie ostrożniejsza selekcja przyswajanych przez nas wiadomości. Dla nas jest to korzyścią, dla szerzycieli dezinformacji sporym utrudnieniem. A to zawsze dobrze.